Roger szedł z wolna w kierunku wodospadu. Pomimo dziwności ostatnich wydarzeń nie chciał się spieszyć. Gorący wiatr otulał jego zmęczoną twarz. Mijał powoli kolejne zarośla i charakterystyczne drzewa porośnięte gęstym mchem, które swoim wyglądem przypominały mu sylwetki ludzi. A może to była tylko jego wyobraźnia? Od ostatniej nocy nie był już niczego pewien. Nie minęło jednak dużo czasu, gdy wszystko znów ucichło. Wydawało się, jakby czas stanął w miejscu. Liście na drzewach zastygły w bezruchu. Szum wody przestał być słyszalny. Totalna cisza. Roger spojrzał za siebie. Gęsia skórka pojawiła się na jego rękach. Błysk.